Na Bieszczady nie ma rady – trzeba tu przyjechać

Na Bieszczady nie ma rady – trzeba tu przyjechać

Od wieków, Bieszczady były górami owianymi wieloma tajemnicami, a ich dzikość i niedostępność tylko podsycały ciekawość turystów, którzy jednak z dużym niepokojem wybierali się w tamte strony. Tu nielegalnie przekraczana była granica, tu chronili się przestępcy, tu walczyły zbrojne oddziały ukraińskie, tu wypalano drewno, tu szukali schronienia wszyscy ci, którzy kochali dziką przyrodę i puste przestrzenie. Wielu z tych, którzy przyjechali pierwszy raz – zostali już na zawsze, wybierając wolność, niezależność i ciężkie życie. Dziś Bieszczady stają się coraz bardziej zagospodarowanym turystycznie regionem, powstało wiele szlaków turystycznych, które jednak lepiej poznawać poza sezonem, gdy Bieszczady pustoszeją po najeździe wakacyjnych turystów. Najbardziej wytrwałym turystom można polecić najdłuższy bieszczadzki szlak turystyczny, oznaczony kolorem czerwonym. Szlak nosi imię Kazimierza Sosnowskiego, zaczyna się w Ustroniu, a kończy w Wołosatem – ma długość aż 519 km. W Bieszczadach, szlak zaczyna się w Komańczy. Kolejnym długim szlakiem turystycznym jest szlak graniczny, oznakowany niebieskim kolorem. Jego bieszczadzka część, to odcinek z Przełęczy Radoszyckiej do Łupkowa. W Bieszczadach można jeszcze wędrować szlakami niebieskim, zielonym, żółtym i czarnym. Każda z tych tras jest równie piękna. Różne są tylko mijane miejscowości. W ciągu jednego pobytu, nie da się odkryć wszystkich uroków bieszczadzkich szlaków turystycznych – chyba, że ten pobyt trwa całe życie.